Dyrektor Piotr Michalak zabrał nas na ulicę Pokątną, dobrze, że była przy nim nasza szamotulska młodzież.
Dziesięć, czy piętnaście lat temu nazwa baśniowej ulicy, dorosłym osobom mówiła niewiele. Dzisiejszemu dorosłemu pokoleniu dwudziestoparolatków, już nie trzeba tłumaczyć co to takiego.
5 czerwca 2022 roku w Szamotułach, w historycznym miejscu pod Zamkiem Górków czułem, jakby ktoś zabrał mnie na słynną ulicę Pokątną. Spontaniczna atmosfera, niecodzienna sceneria, magiczny nastrój i wreszcie baśniowe postaci. To wszystko wdało się we mnie tak mocno, że do teraz kręci mną jakieś poczucie radości, zmieniające się w nostalgiczny żal.
Dlaczego tak szybko… dlaczego tak krótko… dlaczego tak mocno… Zorganizowany po raz pierwszy w plenerze Parku Zamkowego w Szamotułach Uliczny Festiwal Osobliwości 2022, bez wątpienia zasługuje na nasze słowo Kocham. Mam skojarzenie, jakby Piotr Michalak zabrał nas na ulicę Pokątną, a co najlepsze, była przy nim nasza szamotulska młodzież. A jeśli ulica Pokątna i młodzież, to dyrektor Hogwartu i jego magiczni uczniowie.
Odlatuję? Nie! Piszę całkiem poważnie i świadomy. Patrząc na naszą młodzież – wolontariuszy, zgromadzonych wokół takiego lidera, podążających za jego przykładem, wsłuchanych w jego wskazówki, nie nazwałbym tego odlotem, raczej spokojem o przyszłość, nie tyko szamotulskiej kultury, młodzieży, ale całych Szamotuł ogólnie.
Artykuł nie jest recenzją, a raczej laurką.
Porównując przebieg Ulicznego Festiwalu Osobliwości 2022 z latami poprzednimi, jak za dotknięciem różdżki zmieniło się wszystko. Czy na lepsze, czy na gorsze i czy w ogóle, niech każdy sam ocenia. Ja w przeciwieństwie do wielu milczących, znajduję poważny powód do tego, aby napisać własne podsumowanie. Może krótko, z powodu braku czasu, ale koniecznie.
Niektórzy rozbrykani na fajsbukowych profilach lokalni samorządowcy milczą. Inaczej jak dotychczas nie chwalą się sukcesem Szamotuł – i to międzynarodowym. Dlaczego? To oczywiste. Nie podoba im się taki sukces i nie spodoba nigdy. Bo co to za sukces, pod którym nijak nie można się podpisać… przywłaszczyć. Koniec, nie o tym. To raczej czarna magia, a rzecz przecież jest o tej jaśniejszej stronie magicznego Festiwalu UFO.
To co mnie urzekło najbardziej, ten brak „napinki”.
Specyfiką ulicznego występu artystów, jak i imprezy w Szamotułach, bez wątpienia jest jej prostota. W rzeczywistości cała sprawa wzięła się z tego, że na chodniku – trawniku, uliczny artysta stawia odwrócony transporter od piwa, skrzynkę po jabłkach, czy cokolwiek innego co może imitować postument, staje na nim i odgrywa swoją rolę. Nierozłącznym elementem całej zabawy, jest postawiona puszka, do której przechodnie mogą wrzucać monety. Tak zrodziła się cała ta idea ulicznych występów. Bez napinki, bez kurtuazji, bez artystycznego zaplecza. Ot po prostu spontaniczny prosty uliczny występ.
To co mnie w Szamotułach ujmuje najbardziej, to że organizator imprezy – Piotr Michalak, nawet na centymetr nie odstępuje od powyższych zasady. Nie reżyseruje, nie łamie kanonów, nie stara się za wszelką cenę przekuć uliczną atmosferę, na ociekający lukrem spektakl. Bliskość artysty i widza przechodnia, bezpośredni kontakt, możliwość fotografowania, wspólnego pozowania – doskonale widoczna nie tylko w trakcie występów, ale i w trakcie finałowego wręczania statuetek pod Zamkiem Górków, jest i nieprzerwanie towarzyszy od początku do samego końca imprezy.
Finał pod Zamkiem Górków przypominał raczej jakiś folwark. Czuć było nieszablonowość, może nawet zamieszanie, jakby zawieruchę uczniów Hogwartu spieszących na ulicy Pokątnej, po ostanie pilne zakupy przed rozpoczęciem roku szkolnego. Na połowie sceny ktoś porozkładał skrzynki narzędziowe, a w ścisku przed nią reporterzy pracują na kolanach, żeby nie zasłaniać publice widoku. Ktoś nie przyniósł statywu do mikrofonu, ktoś zapomniał zawołać artystów, ktoś wszedł na część „oficjalną” na scenę z rowerem. Nawet wnoszenie postumentu do wręczania statuetek artystom, już w trakcie – po rozpoczęciu „ceremonii” finału, ma swój niepowtarzalny spontaniczny charakter. Jeden z fotografów przed sceną do złudzenia przypomina dziennikarza „Proroka Codziennego” – gazety ulicznej z Harrego Pottera. Przytaczam to wszystko na poparcie swojej teorii:
Spontaniczność, prostota, uliczna atmosfera – bez napinki i ze skromnością, to największa cnota szamotulskiego festiwalu.
Brawo dyrektorze. Szamotuły na pewno są z Pana dumne. W sumie mógłbym do Pana zadzwonić i o tym opowiedzieć, ale chcę opowiedzieć o tym innym szamotulakom, żeby Pana wkład i zaangażowanie w promocję Szamotuł nie minął bez echa. Tak naprawdę wszyscy są zachwyceni, tylko nie wszyscy potrafią o tym napisać. Szczęki im opadły.
To na razie tyle, do tematu z pewnością powrócę.
Zdjęcia pochodzą z profilu FB Szamotulskiego Ośrodka Kultury.