Dariusz Staszak – dobrze już było, teraz będzie jeszcze lepiej.
Centrum Sportu w Szamotułach (CSS), które od ponad dwóch lat zarządza szamotulskimi kortami, ze względu na wysokie koszty utrzymania, chce wydzierżawić obiekty na Pioszczychach. W tym celu 24 marca br. opublikowano na stronie internetowej CSS ogłoszenie o postępowaniu konkursowym, w którym można składać oferty wynajmu.
Spółka została zmuszona do szukania oszczędności.
Ponieważ opublikowany przez nas artykuł na temat kortów (czytaj) wywołał w Szamotułach falę publicznych komentarzy, o wypowiedź w tej sprawie poprosiliśmy prezesa CSS Rafała Krzykałę.
Sport co do zasady nie jest działalnością dochodową. Spółka Centrum Sportu w Szamotułach została zmuszona do szukania oszczędności, stąd pomysł aby wydzierżawić jeden z obiektów – tłumaczy Rafał Krzykała prezes CS Szamotuły.
– Koszty utrzymania obiektów sportowych są w obecnej chwili bardzo wysokie. W głównej mierze dotyczy to gwałtownie wzrastających kosztów energii elektrycznej i ogrzewania oraz rosnących kosztów wynagrodzeń. Obciążenie to dotyka wszystkich zarządców i właścicieli takich obiektów – dodaje prezes CSS.
W ogłoszonym przetargu spółka CSS nie podała minimalnej kwoty wynajmu za obiekty. Jak mówi prezes, zarządowi CSS chodzi przede wszystkim o to, aby korty nie generowały strat. Rafał Krzykała tłumaczy, że celem nie jest zarabianie na kortach, a odciążenie spółki od generowanych kosztów. Na zadane pytanie, czy Centrum Sportu Szamotuły widzi możliwość powrotu do modelu współpracy podmiotu samorządowego, z którymś ze stowarzyszeń działających w dziedzinie tenisa na terenie gminy Szamotuły – Rafał Krzykała odpowiada, że nie wyklucza takiego rozwiązania.
– Szukamy możliwości zminimalizowania kosztów działalności spółki, w takim celu został ogłoszony przetarg, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby stowarzyszenie złożyło swoją ofertę. Nie ukrywam, że myślałem o takim rozwiązaniu wcześniej, lecz jesteśmy związani przepisami, które nakazują nam ogłosić ogólnodostępne i niczym nieograniczone postepowanie konkursowe – odpowiada Rafał Krzykała.
Udostępnij nasz artykuł na swoim kanale społecznościowym
Dariusz Staszak – dobrze już było, teraz będzie jeszcze lepiej.
Prezes stowarzyszenia „Szamotulski Tenis” Dariusz Staszak, niechętnie wspomina zakończenie współpracy z gminą Szamotuły w 2020 r. kiedy korty decyzją większości radnych Rady Miasta i Gminy Szamotuły, zostały włączone do majątku spółki CSS i oddane pod jej zarząd. Teraz kiedy okazało się, że jest możliwość powrotu do współpracy sprzed lat – nie mówi nie.
– Krok, który gmina zrobiła ponad dwa lata temu, to był krok w tył, trudno mi dzisiaj to komentować. Nasze stowarzyszenie zajmowało się tymi kortami przez 30 lat, ja jako prezes stowarzyszenia przez ostatnie 10 lat – wspomina Dariusz Staszak.
– Nikt na koniec współpracy nie potrafił powiedzieć dobrego słowa, mówiono nam, że my nie potrafimy tym zarządzać, a oni umieją. Teraz okazuje się, że jednak chcą to wynająć – nie wiem tylko na jakich warunkach – oświadcza prezes stowarzyszenia „Szamotulski Tenis” Dariusz Staszak. Na nasze pytanie – może znowu będzie dobrze z szamotulskim tenisem odpowiada – dobrze już było, teraz będzie jeszcze lepiej.
Okazało się, że członkowie stowarzyszenia o prowadzonym postepowaniu przetargowym, dowiedzieli się dopiero z informacji szamo.info.pl i nikt z nimi w tej sprawie wcześniej nie rozmawiał.
– Kiedyś na kortach grało około 70-ciu tenisistów, były to osoby praktycznie z całego powiatu, teraz grają w różnych innych miejscach. Tych miejsc do grania w tenisa w okolicach Szamotuł jest dużo. To nie jest tak, że ci ludzie grali u nas bo kochali Pioszczychy, na kortach trzeba umieć życie zorganizować, w Szamotułach to życie umarło i tyle – ocenia prezes Szamotulskiego Tenisa.
Uchwałą Rady Miasta i Gminy Szamotuły z 2020 r. praktycznie przed rozpoczęciem sezonu tenisowego, radni gminni postanowili przekazać korty do Centrum Sportu w Szamotułach. Zwolennicy tamtej decyzji twierdzili, że wpłynie to pozytywnie na poprawę jakości infrastruktury i oferowanych na kortach usług.
Zaczęło się jak nigdy, a skończyło jak zawsze.
Faktycznie przez ostatnie dwa lata zrobiono wiele. Naprawiona została nawierzchnia, wyremontowano budynki – gastronomiczny i szatniowo-magazynowy wraz z zapleczem sanitarnym. Zamontowano fotowoltaikę i pompy ciepła oraz monitoring. Jeszcze przed przekształceniem w 2018 roku gmina odnowiła chodniki, parkingi i ogrodzenie terenu.
W najbliższych planach była budowa zadaszenia kortów. Ale nie wszystko okazało się takie proste. Spółka CSS natrafiła na kłopoty. Nie tylko koszty utrzymania kortów, w tym głównie koszty energii elektrycznej, spędzały sen z powiek zarządu CSS. Zaczęło się od problemów z pozyskaniem kontrahenta na wynajem kawiarenki – choć początkowo jedna z szamotulskich firm wynajmowała lokal, to jednak szamotulski przedsiębiorca niezbyt miło wspomina tamtą przygodę.
– Rozwiązałam umowę z CSS ponieważ dla mnie ta współpraca to było poniżej krytyki. W lokalu na ścianach był grzyb, zgłaszałam to, obiecali naprawę dachu i nikt nic nie zrobił. Opowiadali bajki, że korty będą zakryte, a co z tego wyszło? Jeżeli chodzi o zarządcę kortów, to co innego opowiada i co innego robi – wspomina współpracę z CSS Honorata Kołosowska właścicielka firmy gastronomicznej.
Od rezygnacji pani Honoraty minął rok i obecnie do dzisiaj lokal jest zamknięty. Choć w 2022 r. o planowanej inwestycji zadaszenia kortów tenisowych w Szamotułach aż huczało – nic z tego nie wyszło. Pomimo uzyskanego dofinansowania budowy zadaszenia kortów z Ministerstwa Sportu i Turystyki, inwestycja przepadła – wspominał w rozmowie z nami prezes CSS Rafał Krzykała. Przetarg na budowę zadaszenia został unieważniony, a zarząd spółki ostatecznie podjął decyzje o wycofaniu się z tej inwestycji z powodu dużych kosztów utrzymania takiego obiektu w przyszłości. To był niestety kolejny cios w działalność szamotulskich kortów. Czy ktoś zawinił, trudno powiedzieć – daje do zrozumienia prezes CSS.
Wydaje się, że w efekcie dawnych kontrowersji wokół szamotulskiego tenisa i sposobu zakończenia współpracy ze stowarzyszeniem, po kosztownych remontach niestety w „nowe” korty nikt nie potrafi tchnąć życia tak jak kiedyś. Choć nie wszyscy tak myślą. Innego zdania jest menager CS w Szamotułach.
– My jako CSS robimy wszystko aby korty żyły. Mimo ogłoszonego postępowania działamy dwutorowo. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, że w przypadku kiedy nikt nie odpowie na przetarg, tenisiści pozostaną na lodzie. Już w maju planujemy uruchomienie ligi tenisa, zależy nam bardzo, aby korzystających było jak najwięcej i aby wszyscy mogli korzystać z kortów bez ograniczeń – komentuje menager CSS Bartosz Węglewski.
Co jeśli nowy najemca kortów, nie zgodzi się na przeprowadzenie przez CSS turniejów ligi tenisa? Tego pytania Bartoszowi Węglewskiemu nie zadaliśmy. Nie chcemy gasić w nim zapału do działania. Ale być może takie właśnie chaotyczne działania, doprowadzają do niekontrolowanego nawarstwiania się problemów w spółce.
Życie pokaże jak się potoczy sprawa kortów w Szamotułach.
– Korty w latach 90 – tych tworzyli lokalni tenisiści. Początkowo to były zwykłe korty o nawierzchni betonowej. Wiadomo że miasto później inwestowało w obiekt, ale przez wiele lat, końcówka lat 90 – tych, do początek XXI w. to miasto praktycznie nic nie dokładało. Korty były samofinansujące się i to faktycznie funkcjonowało – wspomina Dariusz Staszak.
Jak uważa nasz rozmówca – Generalnie korty to nie jest taki prosty temat. To nie jest basen, do którego nalejemy wody, gdzie się stawia ratowników i mówi ok, ludzie przychodźcie opalajcie się i będzie wszystko fajnie. Można spojrzeć na Tarnowo Podgórne, bogata gmina wybudowała fajne korty, ale zarządzanie tymi kortami oddali w ręce klubu tenisowego, logicznie podchodząc do tematu, to ma jakiś sens.
Zdaniem prezesa SzT budowanie życia i frekwencji na kortach, do takiego stopnia, żeby wieczorami korty były zajęte na poziomie 80 – 90 %, musi trwać parę lat.
– Z tego co rozumiem proponuje się wynajęcie kortów do końca 2025 r. i co dalej? – pyta Dariusz Staszak. Jego zdaniem to jest bardzo krótki okres na to, aby wokół kortów zbudować odpowiednią atmosferę – taki proces musi trwać wiele lat – dodaje nasz rozmówca.
– Czy jesteśmy zainteresowani jako stowarzyszenie współpracą – na to pytanie jest trudno odpowiedzieć. Jeżeli mieliśmy umowę na 10 lat i z dnia na dzień ktoś przyszedł i tę umowę rozwiązał. Powiedziano nam, że jesteśmy nieudacznikami, że nie potrafimy tych kortów prowadzić, że teraz my to zrobimy lepiej… Teraz trudno będzie z tymi ludźmi rozmawiać, powiedzieć ok, nic się nie stało, jak wam się nie udało, to my teraz wrócimy do tego – podkreśla prezes Szamotulskiego Tenisa.
– Wiadomo, że kortami należy zarządzać i wiadomo, że najlepiej kiedy zajmuje się tym klub tenisowy, który jest zrzeszony w Polskim Związku Tenisa (PZT). Aktualnie gramy na kortach TKKF. Dwoma kortami jest łatwo zarządzać, ale zarządzać ośmioma kortami, tak żeby to miało ręce i nogi, to już trzeba przynajmniej w porozumieniu z Wielkopolskim Związkiem Tenisa, przynajmniej, a najlepiej z PZT – podpowiada prezes.
– Wszystko po to, żeby tam było jakieś życie, jakieś turnieje, aby można było równać się do czegoś w górę, a nie prowadzić sobie taką „patyrajkę”. Powtarzam, jestem zaskoczony tym tematem, ale należy rozmawiać, a życie pokaże jak się potoczą losy kortów w Szamotułach – dodaje z nadzieją, kończąc naszą rozmowę prezes Szamotulskiego Tenisa Dariusz Staszak.
Szanowny Panie.
Odpowiadam krótko i merytorycznie.
1. Kwestia umawiania się na przeczytanie moich wypowiedzi.
Nie domagałem się autoryzacji, a tylko wyraziłem chęć przeczytania tego, co chce Pan napisać z mojej wypowiedzi (po naszej rozmowie Pan napisał w SMSie: „Panie Darku ja rozumiem, że wypowiedź można publikować” a ja odpowiedziałem „A może Pan przesłać do przeczytania” na co Pan odpowiedział” No jasne”.) Ostatecznie tekst do przeczytania, nie wiadomo po co, przysłał Pan o 21.10 czyli na krótko przed publikacją. Dla jasności absolutnie nie wycofuję swoich słów, a przeczytać i ewentualnie poprawić je chciałem tylko po to, by uniknąć chaotyczności wypowiedzi i ewentualnych błędów logicznych.
2. Kwestia nagrywania rozmowy.
Nigdzie nie zarzucam Panu nielegalności nagrywania naszej rozmowy, rozumiem warsztat dziennikarski. To, o co mam pretensje i co nazywam brakiem uczciwości, to fakt, że mnie Pan o tym nie poinformował.
3. Temat doboru zdjęć, czy cytowania moich chaotycznych wypowiedzi dotyczy tego konkretnego artykułu, nie odnosi się do Pana ogólnego warsztatu.
4. Zarzut kombinacji z podaną liczbą 70 graczy wynika z faktu, że liczbę tę podałem w rozmowie z Panem Krzykałą, i ona odnosiła się do uczestników ligi, a nie w rozmowie z Panem. Natomiast Pan taką liczbę podał jako liczbę graczy na kortach; moim zdaniem na kortach grało ponad 200 graczy; taki błąd moglibyśmy wychwycić, gdybym mógł odpowiednio wcześnie przeczytać ten tekst.
5. Na koniec rzecz najważniejsza, coś co nazwa Pan „rzekomym kłamstwem”.
W swoim powyżej umieszczonym komentarzu napisał Pan, że „Na końcu artykułu faktycznie napisałem o spotkaniu, ponieważ Pan Rafał Krzykała o takich planach mnie poinformował.”
Po pierwsze w artykule napisał Pan: „Panowie są umówieni na spotkanie”.
Po drugie, jeśli Pan Krzykała przekazał Panu informację o takich planach, to także jest w błędzie, ponieważ jedyne co wynikało z mojej rozmowy z Panem Krzykałą, to potwierdzenie, że zapoznamy się z ofertą i jeśli będziemy mieli jakieś pytania to się skontaktujemy.
Konkludując: jeśli Pan nie kłamał, to na pewno mijał się Pan z prawdą.
Pozdrawiam, Dariusz Staszak
Może lepiej sprzedać korty postawić osiedle i będzie kasa. Zysk dla miasta i pensje dyrektora i wspaniałego radnego. Takiej dwulicowości to dawno nie było w tym miejscu. Czas na zmiany i to konkretnie starczy kombinowania.
Dzień dobry Panie Macieju.
Jednak nie czekając na moją odpowiedź opublikował Pan materiał, choć inaczej się Pan umawiał, a przesyłając do mnie wieczorem maila, dobrze Pan wiedział, że nie zdążę go ani przeczytać ani sensownie Panu odpowiedzieć. Nie poinformował mnie Pan również, że nagrywa Pan naszą rozmowę, to też nie jest ani uczciwe ani profesjonalne. W tej sytuacji wydaje się, że nasz pierwszy kontakt był zarazem ostatnim.
Przejdę teraz do meritum Pana artykułu.
Zdjęcia z naszego tenisowego FB są w zasadzie publiczne i może Pan z nich dowolnie korzystać, jednak wybrał Pan zdjęcia mało reprezentatywne do tematu a także takie, które z tematem w ogóle nie są związane (moje profilowe zdjęcia z FB). Podobnie kiepsko wypada Pana warsztat językowy.
Cytowanie moich chaotycznych zdań (ich chaotyczność wynikała przede wszystkim z tego, że rozmowa odbywała się ad hoc, podczas gdy byłem w pracy a dodatkowo nie wiedziałem, że jestem nagrywany) bez jakiejkolwiek korekty czy to językowej czy w warstwie logiki, ma prawdopodobnie na celu lekką dyskredytację treści, którą przekazuję. Jednak nie braki warsztatowe są najgorsze.
Najgorsze jest to, że Pan kombinuje i kłamie.
Dowód na kombinację.
To nie w rozmowie z Panem powiedziałem o 70 graczach, tylko w rozmowie z Panem Krzykałą; liczba ta dotyczyła uczestników ligi tenisowej przez nas organizowanej a nie liczby grających na kortach
Dowód na kłamstwo.
Na końcu artykułu napisał Pan: „Panowie są umówieni na spotkanie”.
Nie wiem od kogo Pan tę wiadomość powziął, na pewno nie ode mnie, a umówienie zazwyczaj dotyczy obu stron.
Niestety Pana intencje nie są uczciwe, nie wiem z kim Pan gra i o co, ale ja w tej grze udziału nie biorę.
Pozdrawiam, Dariusz Staszak
Mieć zryty berecik każdy może. Ale być odrealnionym, nie mieć śladu instynktu samozachowawczego i się tym publicznie chwalić to już stan umysłu. Nie mój level
Szanowny Panie!
Na nic się z panem nie umawiałem. Media którymi kieruję, nie są od umawiania się z kimś na coś. Rozmawiałem z Panem przez telefon przedstawiając się, że reprezentuję media i proszę o komentarz dotyczący tematu kortów. Pan zgodził się telefonicznie przekazać informację.
Wypełniając swój obowiązek poinformowałem Pana, że ma Pan możliwość autoryzacji swoich wypowiedzi. Nie wiem dlaczego, popołudniem około 15.00 domagał się Pan szybkiego przesłania tekstu do autoryzacji, bo jak Pan stwierdził – później nie będzie miał na to czasu. Poinformowałem Pana, że tekst będzie gotowy najprędzej na godzinę 18.00. Później przesłałem Panu SMS – ponieważ chciał Pan autoryzować swoje wypowiedzi – że będzie Pan miał czas wydłużony do 24 godzin. Dlaczego wydłużony? Z grzeczności. Ponieważ na stronie szamo.info.pl informacje aktualizowane są codziennie, to medium traktowane jest jako dziennik. Piszę o tym dlatego, bo w świetle prawa ma to duże znaczenie. Otóż w przypadku dziennika, ma Pan ograniczony czas na autoryzację do 6 godzin. Tak jak napisałem, ponieważ chciał Pan autoryzować swoje wypowiedzi, mimo powyższego 6 godzinnego czasu z grzeczności poinformowałem Pana, że będzie Pan miał czas wydłużony. Z kolei Pan ponownie poinformował mnie, że ma inne plany i nie będzie miał i tak czasu na zapoznanie się z tekstem. W związku z powyższym, biorąc pod uwagę Pana deklarację, że w określonym terminie do autoryzacji i tak nie dojdzie, podjąłem decyzję o publikacji materiału z dosłownymi cytatami.
Następną rzeczą, do której chciałbym się odnieść, jest Pana zarzut o rzekome, jak mniemam, nielegalne nagrywanie. Otóż Szanowny Panie, to są zwykłe pomówienia i proponuję ważyć swoje słowa.
Co do publikowania zdjęć, wysłałem Panu te zdjęcia na e-mail z pytaniem czy można je wykorzystać, w odpowiedzi przeczytałem dziś w komentarzu opinię, że są one źle dobrane. Jednak do chwili obecnej nie przesłał Pan innej propozycji i nie przekazał Pan innych zdjęć do publikacji.
Co do Pana zarzutu, że wypowiedziane przez Pana słowa, są chaotyczne bo padły w czasie kiedy był Pan w pracy. Szanowny Panie, czy ja zmuszałem Pana, albo w jakiś inny sposób nakłaniałem, wpływałem, zrobiłem cokolwiek żeby rozmawiał Pan ze mną będąc zajęty czymś innym? Mógł Pan nie rozmawiać, lub poprosić o telefon w innym czasie. Natomiast podkreślę drugi raz, bo w swoim wpisie drugi raz Pan o tym wspomina. Skąd Pan ma wiedzę o jakimś nagrywaniu? No proszę Pana…
Następnie, co do jakości Pańskiej wypowiedzi… Hm, no cóż, to Pan zdaje się wspomina coś o jakiś brakach 😉 W tym miejscu chciałbym Panu wytłumaczyć jedną rzecz. Choć bardzo negatywnie ocenia Pan spotkanie ze mną, wierzę, że się Pan dzięki mnie wiele nauczy na przyszłość. To tyle w temacie, resztę pozostawiam Pańskiej inteligencji.
Kolejna sprawa to zarzut, jak Pan to napisał kombinacji. Niestety ale będzie się Pan musiał z tego wycofać. Adres redakcji podany jest w stopce redakcyjnej…. Przywołam cytat z artykułu: „Kiedyś na kortach grało około 70-ciu tenisistów, były to osoby praktycznie z całego powiatu, teraz grają w różnych innych miejscach.” Proszę mi napisać, co się Panu nie zgadza w porównaniu z Pana cytatem: „powiedziałem o 70 graczach (…) liczba ta dotyczyła uczestników ligi tenisowej przez nas organizowanej a nie liczby grających na kortach”? Czy mam rozumieć, że uczestnicy ligi tenisowej, to nie są osoby grające na kortach? Gdzie tu jest kombinowanie? Trochę Pan popłynął. W dodatku sugeruje – wykombinował Pan, że ja tę wiedzę mam nie z rozmowy z Panem a niby z Panem Rafałem. Nie ogarniam.
Kolejna rzecz to rzekome kłamstwo, które mi Pan zarzuca, a z powodu którego także będą żądał wyjaśnień, oraz rzekome moje złe intencje. Na końcu artykułu faktycznie napisałem o spotkaniu, ponieważ Pan Rafał Krzykała o takich planach mnie poinformował. Po mojej i Jego rozmowie zadzwonił jeszcze raz i powiedział, że jesteście umówieni na spotkanie. Napisałem do Pana SMS z pytaniem, czy Pan potwierdza rozmowę z Panem prezesem, odpowiedział Pan, że tak. Bardzo mnie osobiście ucieszyła ta informacja, ponieważ od samego początku, zarówno w rozmowach z Panem Rafałem, Bartoszem i z Panem, co podkreślałem każdemu z Was, moje intencje były takie, żeby wszystkie strony się dogadały z jak najlepszym skutkiem dla tenisa i sportu, a przede wszystkim mieszkańców Szamotuł. Tak więc jeżeli ktoś skłamał i ma niecne intencje, to z pewnością nie ja. W takich sytuacjach zwykłem komentować, proszę nie oceniać innych po sobie, albo po swoim towarzystwie.
Na koniec dodam. Mój warsztat językowy nie jest meritum, nie tylko powyższego artykułu, ale żadnego innego. Pomylił się Pan i to bardzo. Niebawem przekona się Pan jak bardzo.
Maciej Lesicki