Młode Wilki i Calineczka
Artykuł powstał na bazie wiedzy pozyskanej od marca 2023 do lutego 2024 roku, oraz bezpośrednio podczas samorządowej kampanii wyborczej w 2024 roku. Zebrany materiał prasowy jest bardzo obszerny, dlatego w artykule wykorzystano tylko niektóre najważniejsze wątki. W niektórych kwestiach, autor nie powołuje się na fakty, lecz na podstawie nieudokumentowanej wiedzy stawia własną hipotezę.
Młode Wilki i Calineczka
Był 2009 r. w Szamotułach doczekaliśmy się własnej „Afery gruntowej”. Było głośno, choć w konsekwencji tak naprawdę ucierpiał tylko pracownik Wydziału Urbanistycznego w Urzędzie Gminy w Szamotułach Tomasz S. który po początkującej aferę burzy medialnej stracił pracę. Pozostali bohaterowie afery, dwóch urzędników i rolnik z Przecławia Włodzimierz G. ostatecznie po trwającym trzy lata postępowaniu, zostali uniewinnieni przed sądem.
Mniej więcej w tym samym czasie w Muzeum „Zamek Górków” w Szamotułach, wybucha inna afera, „Afera Ikonowa”, później z Urzędu Gminy zwolniony zostaje Waldemar G. Obecny zagorzały zwolennik kandydatki. Czy ma to jakieś znaczenie? Możliwe, ponieważ ten zatrudniony w instytucji samorządowej w Obornikach człowiek, całą kampanię wypisywał paszkwile na temat najgroźniejszego rywala swojej faworytki.
Los sprawił, że wspominani panowie patrząc sobie w oczy, przez kilka następnych miesięcy 2009 i 2010 roku, mijają się w wąskich korytarzach szamotulskiej prokuratury. Tomasz S. zawodowo próbuje swoich sił w Obornikach, ale ostatecznie ląduje w Szkole we Wronkach, by niebawem otworzyć działalność gospodarczą – projektowanie domów. Rolnik Włodzimierz G. urasta do miana lokalnego dewelopera i powraca do uczciwego biznesu. Waldemar G. w Obornikach buduje portal internetowy oborniczanin.pl, który ujawnia kompromitujące ówczesną władzę materiały i ma pomóc doprowadzić do obalenia tamtejszego burmistrza, na czyje zlecenie? Po nieudanej próbie w ostateczności dziwnym trafem Waldemar G. ląduje na etacie w instytucji samorządowej w Obornikach. Ktoś mu pomógł?
Biznes kwitnie
Deweloper chodzi po polach i mierzy działki z kolegą geodetą. Znajomy projektant projektuje domy, murarze budują, biznes kwitnie. Domy budowane są m.in. w gminach Rokietnica, Oborniki, Tarnowo Podgórne. Przez kolejnych dziesięć lat biznesmeni cieszą się z przychodów, a klienci z własnych nowych czterech kątów.
Sielanka trwa, ale latem 2019 roku wybucha w Szamotułach kolejna afera, tym razem „Afera Vatowska”. Mówi się o kilkunastu milionach wyłudzonego podatku VAT. Znowu pojawia się osoba Włodzimierza G. Kilku szamotulskich urzędników w Urzędzie Skarbowym zostaje zatrzymanych, chwilę później stawiane są im zarzuty. Wcześniej zatrzymani są też uwikłani w aferę przedsiębiorcy, wśród nich aresztowany na pięć miesięcy w całej sprawie, znany nam już z naszej opowieści deweloper Włodzimierz G. W sąsiadujących z gminą Szamotuły samorządach urzędnicy wstrzymują oddech, wszczynane są kontrole.
Pięć miesięcy później
Po wyjściu z aresztu przed deweloperem „zamykają się drzwi” w pobliskich firmach i dotychczas współpracujących z zadowoleniem Urzędach Gmin. Szamotulski Urząd zamknął drzwi już dawniej.
Nasuwa się hipoteza, prawdopodobnie któregoś popołudnia, znudzony maszerując wspólnie z zaprzyjaźnionym geodetą po jakimś polu kukurydzy deweloper, wpada na pomysł „otwarcia drzwi” szamotulskiego Urzędu. Po co „otwarte drzwi” do Urzędu w Szamotułach? Aby nie powtórzyła się afera gruntowa sprzed kilkunastu lat, potrzebne jest minimum dojście do człowieka z wydziału odpowiedzialnego za przekształcenia gruntów, tak aby te przekształcenia odbywały się bez utrudnień, a już najlepiej gdyby osobą tą była osoba decydująca o takich sprawach, czyli burmistrz Miasta i Gminy Szamotuły.
Być może do „otwarcia drzwi” miało dojść już w 2018 r. Faktem jest, że w trakcie zbierania informacji wyszło na jaw, że obecna kandydatka, bardzo mocno w poprzednich wyborach wspierała poprzednią kandydatkę, ale na związek Włodzimierza G. z kampanią kandydatki z 2018 r. nie natrafiliśmy.
Tamta nie przeszła, no to może wykreować Calineczkę?
Kim miałby być kandydat na burmistrza w tych wyborach? Koniecznie osobą zaufaną, zaprzyjaźnioną, znającą działanie samorządu, posiadającą kwalifikacje i doświadczenie. A już najlepiej gdyby był bez skazy, cnotliwy wręcz baśniowy – przynajmniej na pierwszy rzut oka, na wiszących na płocie banerach wyborczych. A jeśli nie, to przynajmniej ktoś kogo uda się wykreować na postać z tej baśni.
Kto mógłby spełniać takie kryteria? Zastanawiali się dłużej czy krócej, ale odpowiedź prawdopodobnie i tak nasunęła się sama. Kobieta, koleżanka, żona jednego z nich, mająca predyspozycje wystarczające do tego, aby sprostać bajkowym wymaganiom. Do tego z doświadczeniem w wyborach – jak pisaliśmy powyżej, w trakcie bieżącej kampanii wyszło na jaw, że poprzednio w Szamotułach wspierała ówczesną kandydatkę. Wtedy nie wyszło, to może teraz się uda.
Od czego zacząć?
Najlepiej od zbierania poparcia. W hali sportowej podczas rozgrywek Ligi Futsalu, kandydatka zaczyna podbijać serce przewodniczącego szamotulskiej Platformy Obywatelskie, Bartosza Węglewskiego. Od słowa do słowa, przewodniczący PO szybko dowiaduje się, że siedząca obok niego kibic, to pani Skarbnik z sąsiedniej gminy. W przerwach między meczami przy kawie pani opowiada panu swoją bajkę. Przygodę z samorządem w Obornikach, jak to tam jest dobrze, a w Szamotułach niestety źle. Pani zapewne opowiada młodemu politykowi, jak łatwo za pomocą różdżki zmieniłaby Szamotuły, gdyby tylko została burmistrzem.
Bartosz Węglewski „połyka” haczyk i udaje się do Trąbczyńskiego, nie wiemy którego, ale z pozyskanych informacji dowiedzieliśmy się, że to właśnie Bartosz Węglewski „przyprowadził Asię” Trąbczyńskiemu, jako kandydatkę na potencjalną kandydatkę.
Dochodzi do spotkania, gdzie potencjalna kandydatka aktorsko odgrywa swoją rolę. Jej talent robi na władzach partii wrażenie. „Calineczka” przedstawia swoje CV i szybko zyskuje sympatię lokalnych liderów partii. Szybko okazuje się też, że rodzinnie kandydatka w Szamotułach jest powiązana z osobami pełniącymi w przeszłości funkcje publiczne w Urzędzie Miasta i Gminy oraz w instytucjach samorządowych i państwowych spółkach. Sama kandydatka deklaruje, że pieniądze nie grają roli i stać ją na kampanię. Szefostwo PO nie interesuje skąd są pieniądze, po wewnętrznych konsultacjach akceptują propozycję.
Następnym krokiem jest zmuszenie ustępującego burmistrza do publicznej rezygnacji z ponownego ubiegania się o fotel burmistrza. Po co? Być może dlatego, aby zachęcić zwolenników bajkopisania. Może oni nie chcą ponownie ryzykować pieniędzy na kampanię, w której kolejny raz przeciwnikiem będzie Włodzimierz Kaczmarek. To wątek poboczny, ale zapewniamy, że tym razem Maciej Trąbczyński dysponował odpowiednią siłą perswazji, aby na obecnym burmistrzu wymusić taką właśnie deklarację i to odpowiednio wcześnie.
Miało być miło i przyjemnie
Do wyborów daleko, ale kandydatka zaczyna rozmowy z potencjalnymi kontrkandydatami, którzy już ogłosili start w wyborach na burmistrza. Udaje się do Macieja Ciesielskiego i Piotra Michalaka. Ten pierwszy długo się zastanawia, ale ostatecznie się poddaje. Po namowie byłego lidera rezygnuje z kandydowania i przechodzi na stronę Joanny Gzyl. Piotr Michalak z naszej wiedzy, kiedy przychodzi do niego kandydatka z prośbą aby się wycofał, żartobliwie mówiąc wyprasza „aktorkę” z własnej „garderoby”. Z trzecim kandydatem Ryszardem Oszmianem rozmowy nie wchodzą w grę.
Najbliższe otoczenie Joanny Gzyl skupia się na najgroźniejszym przeciwniku w wyborach Piotrze Michalaku. Sztabowcy popełniają błąd licząc, że w wyborach na burmistrza nie pojawią się kolejni kandydaci. A już z pewnością nikt nie spodziewa się prowokacji dziennikarskiej.
Włodzimierz G.: Ja chcę wygrać te wybory. Ja! Reszta mnie nie interesuje
Niespodziewanie pojawia się kolejna kandydatura. Do drzwi nowego kandydata Macieja Lesickiego, aby przekonywać go do wycofania się z wyborów, Joanna Gzyl nie zapukała. Lokalnego redaktora kandydatka unikała od kilku miesięcy, jak ogień wody. Ale jego deklaracja musiała wywołać u niej minimalne chociaż obawy, skoro do drzwi kandydata, tym razem zapukał kolega Włodzimierz G. który oświadczył, że to on chce wygrać wybory. Na pytanie, czy kandyduje? Odpowiada nie, ale trzeba jej pomóc.
Materiał filmowy usunięty przez YouTube
Deweloper przyszedł z korupcyjną propozycją wycofania się z wyborów. Chodziło o wycofanie się w zamian za zlecenia usług dla kierowanej przez kandydata Spółdzielni Socjalnej, oraz darmowe wynajęcie mieszkania wraz z mediami dla pracowników.
Kiedy dziennikarz-kandydat odmówił, otrzymał kolejną propozycję, tym razem pieniądze na kampanię, warunek był tylko jeden, żeby nie zabierał głosu i nie pisał negatywnych artykułów i komentarzy pod adresem kontrkandydatki. Ta propozycja również nie została przyjęta. Włodzimierz G. powraca w kampanii raz jeszcze, tym razem już z telefonicznymi groźbami, jednak i to nie przynosi zamierzonego skutku. Jest wręcz odwrotnie. Kampania nabiera rozpędu i sytuacja definitywnie się komplikuje, pojawiają się kolejni trzej kandydaci i coś co wydawało się proste jak w bajce, ostatecznie wymyka się spod kontroli.
Joanny Gzyl boi się już teraz tylko o jedno, żeby wymyślony scenariusz wypalił, Platforma Obywatelska do samego końca popierała, cała masa zwolenników głosowała, a na końcu najbardziej zainteresowane osoby mogły świętować rozstrzygnięcie drugiej tury wyborów.
Włodzimierz G. jest moim kolegą
Joanna Gzyl na „Debacie” przyznała się, że jest koleżanką Włodzimierza G. dewelopera, który parę lat temu w związku z „Aferą Vatowską” (wyłudzenie podatku) trafił na pięć miesięcy do aresztu. Stwierdziła, że łączą ich bliskie rodzinne relacje. Choć sprawa jest w toku, któż z kandydatów cieszyłby się takiej znajomości na finiszu kampanii? Na „Debacie” pada pytanie z widowni: „Czego Pani się boi?” Joanna Gzyl odpowiada, że niczego. Ale czy to prawda?
Z pewnością najwięcej obaw mógł wywoływać strach o to, aby osoby mocno zaangażowane w kampanię kandydatki, o stojącym za nią Włodzimierzu G. nigdy się nie dowiedziały.
Zakładamy, że nie wiedzą, bo szef sztabu – twierdza spokoju – Tomasz Sobol, na pytanie podczas „Debaty” o związki kandydatki z Włodzimierzem G. zareagował bardzo wybuchowo. Czy miał pojęcie o kim mowa? Tego nie wiemy. Z drugiej strony czuje się na tyle mocny, że przed wyborami rzekomo miał powiedzieć – dajcie mi pieniądze, to wygram wam te wybory.
Kiedy mąż i kolega wpadli na pomysł, że wybory trzeba z „tej strony” wygrać, Joanna Gzyl musiała zdawać sobie sprawę z tego, że będzie nad nią wisiało brzemię afery, w którą być może zamieszany jest Włodzimierza G. Być może, bo żaden wyrok w tej sprawie jeszcze nie zapadł. Jedynie w tym tygodniu przed drugą turą, przed Sądem Okręgowym w Poznaniu rozpoczęła się sprawa najbardziej uwikłanego w aferę urzędnika z urzędu skarbowego w Szamotułach.
Mimo wszystko poszukajmy odpowiedzi na pytanie
Deweloper twierdzi, że to on chce wygrać te wybory i mówi do dziennikarza, a właściwie potencjalnego kontrkandydata, że trzeba jej – Joannie Gzyl pomóc. Oferuje dziennikarzowi korzyści majątkowe w zamian za wycofanie się albo milczenie. Kandydatka natomiast wypiera się, że żadnej pomocy od dewelopera nie otrzymała. A milczenie dziennikarza? W trakcie całej kampanii wyborczej przed pierwszą turą wyborów, czyż nie było jednym z żądań dewelopera. Wychodzi więc na to, że dziennikarz się sprzedał, albo Pani kłamie.
A gdzie się podziała nagrana rozmowa dwóch „drzentelmenów”??
A gdzie się podziała nagrana rozmowa dwóch „drzentelmenów”??
NO I QRWA ODDAŁ I CO, JAJCO DERCE ODDAŁ SZAMOTUŁY, ABO JAK KTO WOLI NIE ODDAŁ IM SZAMOTUŁ ODDAŁ SZAMOTUŁY WAM
Posprzątaj statki
LM was posprzątał gamonie to wystarczy
No a Michu Michał mówił nie wkur…ć L…go to nie chciała słuchać a teraz całe miasto mówi kto załatwił
jakby to było wcześniej to kitka by wygrał w 1 turze ale pytanie zadać również można dlaczego tym razem pani J G nie straszy sądem jak Jankowiak straszyła?
no faktycznie prawdziwa zmiana